Jak wielu Polaków na przełomie XIX i XX wieku Wincentego Byrskiego również zauroczyła i zafascynowała malowniczość i urok Tatr, poddał się modzie „na uprawianie turystyki wysokogórskiej”. Na Podhale, do Zakopanego przyjeżdżało wówczas wielu artystów, pisarzy, poetów i niemal każdy z nich stworzył dzieła o Tatrach. Wincenty Byrski nie był wśród nich wyjątkiem. Jest on autorem cyklu 25 sonetów poświęconych Tatrom – po polskiej i słowackiej stronie – w których oddaje im swój hołd.

Wincenty Byrski pisał

Cykl Tatry” powstał przeważnie w latach 1911 i 1912, a więc czasu niewoli i tem się tłumaczą sonety: „Kościeliska” i „Skon orłów”. Sonet „Morskie Oko” pochodzi z roku 1914, „Kraków”, poświęcony Maryli Wójcikównie, z roku 1922, „Wiatr halny” z roku 1929, wreszcie „Pożar Tatr” z roku 1930. Oczywiście wszystkie te sonety powstały w innej kolejności, niż je tu umieściłem [tj. w jednym ze sztambuchów – przy mój].
Włączam jeszcze do tego cyklu sonet „Czar słońca” z roku 1914 i warjant „Kościeliska” z roku 1930. Strofa poprzedzająca cykl „Tatry” jest wyjęta z jednego moich poematów pt. „Z naszych dni”

O tatrzańskiej twórczości Wincentego Byrskiego pisał Marceli Olma w artykule Obraz wysokogórskiej przyrody w sonetach tatrzańskich Wincentego Byrskiego zamieszczonym w Annales Universitatis Paedagogicae Cracoviensis, Studia Linguistica X (2015), s. 130-145.

Rzeczywistość tatrzańska „jawi się ona jako świat zróżnicowanych, majestatycznych formacji skalnych (arcydzieł), które wzbudzają podziw (wszak są przepyszne, wspaniałe), stanowiąc jednocześnie śmiertelne zagrożenie. Zarówno tatrzańskie jeziora, strumienie i wodospady ukazane w sposób odzwierciedlający ich energię, jak i niezbyt zróżnicowana ani nader bujna roślinność wysokogórska podlegają nieustannemu wartościowaniu na podstawie kryterium estetycznego (postrzegane są jako urocze, cudowne). Zjawiska atmosferyczne w górach miewają przebieg bardzo dynamiczny, stanowią zatem siłę niszczącą, dlatego ich charakterystyka odsyła do kryterium witalnego (są groźne, wywołują trwogę). (…) Prócz urody, dostojeństwa i tajemniczości najważniejszym atrybutem tatrzańskiej przyrody pozostaje jej żywiołowość i zmienność, które kontrastują z nicością człowieka, nazwanego w jednym z tekstów rabem (czyli „niewolnikiem, sługą”).

Wykorzystane autografy utworów Wincentego Byrskiego pochodzą z pozostawionych przez poetę spuścizny. Z archiwum rodziny Giergiel, Jaworskich oraz materiałów przechowywanych obecnie w Gminnej Bibliotece Publicznej w Kozach (zbiory Izby Historycznej im. Adolfa Zubera). Utwory w różnych źródłach nieznacznie mogą różnić się od siebie. W miarę możliwości zostało to uwzględnione w przypisach do poszczególnych sonetów.

W przedstawionym zbiorze przedstawiam zestawienie XXIII sonetów wraz ze wstępem do cyklu oraz dwoma dodanymi sonetami, bez ingerencji w oryginalny tekst, bez poprawek ortograficznych i językowych. W przypisach znaleźć można znaczenia staropolskich słów użytych przez autora (głównie według Słownika języka polskiego pod redakcją W. Doroszewskiego). Tatrzańskie fotografie – mojego autorstwa – nie zawsze są tematycznie związane z prezentowanym sonetem, stanowią skromną ilustrację do sonetów.


Tatry. Wincenty Byrski

Z naszych dni (fragm.) Wstęp do cyklu Tatry

W najrozkoszniejszy raj nas anioł złoty
Wprowadził, kędy w borze nieprzebytym
Pieściły serca ptaszące szczebioty,
Kwiaty pachnęły i mchów aksamitem
Wysłane miękko przynęcały groty
Do odpoczynku w schronisku ukrytem
I gdzie potoki, pluskając hałaśnie,
Opowiadały najcudniejsze baśnie.

Sonet I Chciałbym być razem z tobą na samotnych szczytach

Tatrzańskie szczyty w pochmurny dzień; foto M. Frączek

Chciałbym być razem z Tobą na samotnych szczytach,
W tej przeogromnej ciszy, w tem dumań [1] królestwie,
Bo wiedziałbym, że smutek tam Twój unicestwię
Tą grozą, skroń pławiącą w płomiennych rozświtach. [2]

Tam, gdy puścisz spojrzenia po krzemiennych płytach
O potwornem żądz ziemskich zapomnisz łupiestwie,
A piękna szukać będziesz we własnym jestestwie,
W duszy hymn się rozlegnie wzniosły o prabytach.

Tam w puszczy granitowej z Twojego oblicza
Znikłby smutek, co serce Twe jak upiór dręczy,
Tak wielka tych ogromów siła tajemnicza.

Złość tam nie rwie brutalnie snów sieci pajęczej,
W blaskach wiekuistego przebywając znicza,
Szczęście zoczysz [2] idące ku Tobie z przełęczy.


[1] dumać – „rozmyślać, zastanawiać się”
[2] rozświt – „świtanie, świt, brzask”
[3] zoczyć – „zobaczyć”

Sonet II Olczyska

Szałas na Polanie Olczyskiej; foto M. Frączek

Tatrzański las mi różne prawi opowieści,
Posągi granitowe ze smreków czerniawy
Odsłania – tam prześwieca blaskiem zorzy krwawej,
Zadumą najmilejszą duszę moją pieści.

Wczytuję się te runy czarodziejskiej treści,
Jak w tajne tysiącletnich papyrusów skrawy,
Pełne chwały, triumfów i bojowej sławy –
A na hali róg gra mi, jarem zdrój szeleści. [1]

Nocka idzie i życie wstępuje w skał złomy,
Dziwaczne kształty błądzą po zrębach gromadą,
Po żlebach pną się, wychodzą na szczyt turni stromy.

Cisza aż dzwoni. Hen! się chmurzy na cypl kładą
Do snu już, jak juhasy na barłóg ze słomy,
Rosa mży kaganki gwiazd migają blado.

1911


[1] A na hali róg gra mi i zdrój w krzach szeleści

Sonet III Biały potok

Potok w Dolinie Białej Wody; foto M. Frączek

W krzemiennych głazach, bez tchu łoże żłobiąc dla się,
Potok szemrze, gra, pluska, dudni i bulgocze,
W kosmyki się rozplata lśniące i warkocze,
Na mchach urwisk [1] – haft, rzekłbyś, srebrny na atłasie.

Znów się zrywa jak junak krewki po wywczasie, [2]
W głęb wpada [3], głazy gryzie, bryzgiem mgli przeźrocze,
Omija skalne zręby, zarośla urocze,
Po obu stronach jaru w pełnej śniące krasie.

Śpią smreki, rzekłbyś, jacyś obojętni starce,
Co nie chcą widzieć zmagań młodziutkiego chwata,
Śpią, jak gazdy za stołem, po wesołej czarce.

Jeno Giewont brew sroży i grozą przygniata
Wąwóz, (kędy zuch-potok wciąż wyżłabia kwarce) [4]
Wpatrzon w szaleńcze przeszłe i mdłe przyszłe lata.


[1] W przędzę na mchach
[2] wywczas – „krótki wypoczynek”
[3] W czeluść gna
[4] Wąwóz i z własnej zbroi odłupuje kwarce

Sonet IV Giewont

Szlak na Giewont; foto M. Frączek

Wystrzeliłaś jak okrzyk trwogi, groźna skało!
Pod strop niebieski w zdarzeń straszliwych momencie,
I w zmysłach najjaskrawsze rozbudzasz napięcie,
Tak człowiek pragnie dociec, co się wówczas działo.

Morze snać o swą ścianę prostopadłą, białą
Fal ukropem ciskało, pieniąc się zawzięcie,
Tyś się ostała harna w spienionym odmęcie,
Po morzu prócz pian skrzepłych nic nie pozostało.

Straż wierną rozstawiłaś na czatach w dolinie
Z potwornych sfinksów ciżby, więc cicho do koła,
Precz potruchlałe czekają leśnych sług boginie.

Człek się jeno nie lęka marszczeń Twego czoła,
Żelazny krzyż ustawił na samej wyżynie –
I błogosławi znak ów turnie w krąg i sioła.

Sonet V Dolina „Ku dziurze”

W Dolinie Miętusiej; foto M. Frączek

Jar, a jarem gna potok, na głazy nie baczy,
Zda się, coś go zatrważa, że przed czemś ucieka
I radby pluskiem smętnym przemówić do człeka,
Bodajby dalej nie szedł, bodaj wrócił raczej.

Bo tam się na tle borów gmach srogi majaczy,
Ogrom skały – a w skale jaskinia daleka,
Czarna, dłutem cyklopa kowana paszczeka [1]
Gadzin leże lub gniazdo gorszych od nich szczwaczy. [2]

Wejdż! w wyobraźni swej się wnet rysować pocznie
Obraz groźny zbójnickich uczt przy ognisk łunie,
Śpiewy usłyszysz, grzmiące straszliwie i skocznie.

Czerwienią się ścian szczerby, dym powoli sunie
W pionową grań – wtem świst się rozległ i bezzwłocznie
Zgraja zbójnicka ginie w mgieł nocnych całunie.


[1] Czarna, kilofem czarcim kowana paszczeka
[2] szczwacz – „człowiek biorący udział w nagonce na zwierzynę podczas polowania”

Sonet VI Dolina Kościelisk

Zima w Dolinie Kościeliskiej; foto M. Frączek

Wchodzę w gród gigantycznych katedr, w chram [1] przyrody
Odwieczny, świętokradztwem nigdy nie skalany;
Borów szum i potoków w jarach grzmią peany,
Jak wśród hucznej biesiady trubadurów ody.

Przecz tam na krzesanicy [2] dumasz, świerku młody?
Czy się lękasz, że kiedyś cię ze skalnej ściany
W przepaść wichr halny strąci niczem niewstrzymany?
Zali cię przyszłe jakieś nachodzą przygody?

U drzewca twego chmury powiewa proporzec;
Niech no Śpiących Rycerzy zbudzi się załoga,
Ruszy huf pod tym znakiem zdobyć Polski Dworzec.

Tak śnię ze smrekiem, idąc do grot ciemnych proga,
Potem dalej, w kraj baśni – i trudno mi orzec,
Gdzie jestem. Czar do koła. Moc. „I nie nad Boga.”

18/8 1911


[1] chram – „dawna świątynia pogańska, świątynia”
[2] krzesanica – „wysoka i gładka ściana w górach, urwisko”


Sonet VII Kraków

Tatry Wysokie z Gęsiej Szyi; foto M. Frączek

Wchodzim do przeposępnych [1], omszałych wierzeji,
Grodziszcza tatrzańskiego – skalnego Krakowa;
Cisza tu przeraźliwa, cisza zaświatowa,
Nic szukać tu – nie znajdziesz życia tchu w tej kniei.

Trud stuleci wydrążał skały po kolei,
Żłobiąc wodom łożysko z wiosny przyjściem nowem;
Dziś tu głucho – w obłoku-li hen! nad parowem
Huczy grom – prawiecznego głos to Kaznodziei.

Idziem tędy, dzieweczko, grozą zadziwieni,
Wraz pniem się ku jaskiniom po ścieżynie ptasiej,
Nikłych traw się czepiając i zwilgłych kamieni.

Kiedyś, gdy los brutalny serca żar zagasi,
Gdy dniom zabraknie ciepła słonecznych promieni,
Pamięć chwil takich nieraz myśl smętną okrasi.


[1] Wchodzim do przepysznych

Sonet VIII Pomnik Karłowicza pod Kościelcem

Pomnik Mieczysława Karłowicza przy szlaku do Czarnego Stawu Gąsienicowego; foto M. Frączek

Lawina czuby zdarła z granitowych złomów
I naoślep rzuciła w przepaść ku roztoce;
Rumowisko ogromne legło więc sieroce,
Jako po katakliźmie gruz katedr i domów.

Trzask słyszysz jeszcze, łoskot i strzelanie gromów,
Pęd żywiołowych śnieżyc w oczach ci migoce,
I pojmujesz, czem jesteś, czem zaś groźne moce –
Korz się tedy, lub buntuj i nędzę swą omów!

Spojrz na głaz ten samotny, na czarne litery
Surowo w głazie ryte, wpatrz się w każde słowo
I wśród tych gruzów pozwól łezce zalśnić szczerej!

W pogoni za cudownych melodyj osnową,
Wsłuchan w dzwoniącą ciszę, w subtelnych tchnień szmery,
Legł tu junak natchniony pod falą śniegową.

1911

Sonet IX Staw Gąsienicowy

Czarny Staw Gąsienicowy; foto M. Frączek

Jak czarna w brwi krzaczystych ujęciu źrenica,[1]
Tak staw Gąsienicowy pośród turni błyska;
A jak te granitowe ostrzami urwiska,
Tajemniczością głębi trwoży i zachwyca.

Grodzisko bez mieszkańców, puste, bez dziedzica,
Oddawna zaniechana i orląt kołyska!
Nad tonią zwisa z brzegu jeno chatka niska
I patrzy w chmurne stawu, to w pogodne lica.

I ja się w toń wpatruję, jak się marszczy w prążki,
Jak zakreśla kółeczka, szepcąc pośród głuszy,
Jak od brzegu do brzegu fal rozwija wstążki.

Naraz słońce tu wpada jak uśmiech dziewuszy,
Wspaniałomyślnie rzuca w toń srebrne pieniążki,
Lub najrzęsistszym ciągle dżdżem brylantów prószy.


[1] Jak czarna w brwi krzaczaste ujęta źrenica

Sonet X Pod Zawratem

Spod przełęczy Zawrat; foto M. Frączek

Wiatr dmie i trawy nagli do ucieczki skorej,
Lecą tedy zdyszane pod pionowe granie,
A te z politowaniem jeno spojrzą na nie
I brutalnie od siebie odtrącą-potwory.

Mienią mi się pod słońce cudne ich kolory
Jak błyskotliwe jezior drobne falowanie;
Jakżesz miękkie i wonne będą miały posłanie!
Spocznę tu i przedumam przeszłe życia pory.

Tymczasem wzrok wypuszczę ku stannicom [1] lodu,
Na błękit, gdzie mgieł śnieżnych płynie klucz skrzydlaty,
Pohulam wśród przestworza, jak ongiś za młodu.

Niesfornym, jak ów juhas na hali bogatej!
Hej! Tu, swobodo! podaj mi roztruchan [2] miodu
I potem na pieszczoty poproś do komnaty!


[1] stanica – „osada, strażnica”

[2] roztruchan – „wielki, ozdobny kielich do wina i miodu, używany do wznoszenia toastów i dekoracji stołów”

Sonet XI Ku Stawom

Wielki Staw w Dolinie Pięciu Stawów Polskich; foto M. Frączek

Martwe kraterów paszcze nawciąż rozdziawione
Kły granitowe szczerzą do słońca szyderczo,
Trawione zawziętością niszczenia morderczą,
Drwią, pewnie, że nikt cię tu nie weźmie w obronę.

Tu i ówdzie zaledwie pleśnią oblepione
Nad wąską percią, świadki bożych zrządzeń sterczą,
Tedy nawet trzód górskich dzwonki nie zazberczą, [1]
Jeno zuchwalec człek się zapuszcza w tę stronę.

Spójrz w górę! może obłok w dziką skał gospodę
Zawinie; ale gdzie tam! mknie, i ty bież lepiej,
Zda się, granit już runie, grzebiąc dni twe młode.

Niech się kosodrzewiny ręka twa uczepi,
Chodź, z lękiem się otrząśnij! bo wnet cię zawiodę,
Gdzie większa jeszcze groza bucha z pieczar ślepi.


[1] zberczeć – „brząkać, brzęczeć”

Sonet XII W Roztoce

Poranna mgła w Dolinie Roztoki; foto M. Frączek

Wielkolud, błądząc światem, stara klechda [1] zna go,
Słyszałem ją za dziecka, jeśli się nie mylę,
Wybudował potężną Zawratu bastylę,
By przerażała wieki lekiem i powagą.

I zszedł stąd, wywijając ogromną ciupagą,
Ku stawom, a ponad nim orły jak motyle
Latały, on je wabił ku sobie zażyle
I podawał im strawę rad prawicą nagą.

I szedł, i ujrzał nagle, że staw ujścia nie ma
Jak ci nie huknie w granit, i w mig w bruzdy dwie się
Zagiął – i strumień runął drogami obiema.

W przepaść lecąc, dzdżem bryzga, na skry srebrne rwie się,
Mgłą jasną odzian śpiewa potężne poema
A echo polihymnią buja po bezkresie.


[1] klechda – „stara legenda ludowa, podanie baśń”
[2] polihymnia – „pieśń chóralna”

Sonet XIII Widok ze Świnicy

Świnica (po lewej) z Beskidu; foto M. Frączek

Kędyż ten huf się wiedzie? dokąd huf ten dąży?
W ostrych szyszakach, w twardej ośnieżonej zbroi,
Z białemi proporcami mgieł jak karnie stoi,
Wyczekując aż ruszy Giewont, Tatr chorąży!

Sęp, wietrząc łup obfity, niecierpliwie krąży,
Śledzi, zali wybiegnie z błękitów podwoi
Wnet wódz, słońce, wspaniale, jako mu przystoi,
Na ognistym rumaku w promiennej uprzęży.

Rozkaz padnie i serca wojów rozpromieni [1]
Chcę słyszeć chrzęst pochodu i czekam – niestety!
Nieruchomo wciąż jeszcze huf trwa w zórz czerwieni.

Ostygłe, w mrok wpatrzone jezior, lat szkielety!
Ździebełko nie zapuści tu nikłych korzeni –
Tak naród snadź [2] niezdolny do żadnej podniety!

1911


[1] Zew padnie i rycerskie łona rozpromieni
[2] snadź – „widać, widocznie, zdaje się, być może, zapewne, prawdopodobnie”

Sonet XIV Ze Świnicy ku Jaworzynce

Panorama Tatr spod Świnicy (Przełęcz Świnicka), w środku Kościelec; foto M. Frączek

Spiesz się zejść z ostrej turni, nim cię noc zaskoczy,
Tamtędy perć po piargach w dół cię zaprowadzi,
Głosy cię dolatują ludzkie coraz rzadziej,
Cisza idzie i strach się przyczaja u zboczy.

Wciąż ciszej, li w szałasie gwar jeszcze ochoczy,
Zberkanie dzwonków, śpiewki góralskiej czeladzi;
Zechcesz a przenocują oni cię tu radzi –
Nie można, musim dalej, wytężając oczy.

Cisza i na królowej już zaległa hali,
Cisza – słyszysz, jak chmurki wiatr przegania lniane
Po stropu aksamicie pośród gwiazd opali.

Popatrzno na zasnutą nocą hen! polanę!
Nieba szmat, migocący iskrami z oddali
Rozpostarły wspaniale! Co to? – Zakopane! [1]


[1] Spórz tam! Jeszcze daleko, na oną polanę –
Czy deszcz gwiazd spadł tam gęsty i górze z oddali?
To górski gród wesoły! Hej to Zakopane!

Sonet XV Morskie Oko

Morskie Oko w sierpniowy poranek; foto M. Frączek

Stopami zarytemi w krzemienne pokłady,
Granitowe stanęły wokół wielkoludy,
W podartych od walk płaszczach z kosówki i grudy,
Boć niejedną wypadło stoczyć ze sąsiady.

Dziś tu się jeszcze skrada wróg od złości blady,
Tatrzańskiej perły chciwy, chciw* cudu nad cudy.
Lecz siklawa, co z wyżyn gna, głaz zliże wprzódy,
Nim pieniacz wielkoludów zmoże barykady.

Godnaś takich rzeczników, tajemnicza toni!
Dno twoje pono szumów morskich bełtów słucha
I przepotężne „Stań się!” snadź w głębi twej dzwoni.

Jak w natchnionej źrenicy moc się jawi ducha,
Tak w mroku twym się jawią wielkie sny Polonii
Których żadna nie zmąci dziejów zawierucha.

* spór o „Morskie Oko” z ks. Hohenlohe

Sonet XVI Smokowce

Panorama Tatr z Lodowej Przełęczy; foto M. Frączek

I oko olśnić chcecie pałaców przepychem,
Któreście w uroczyskach boru wznieść kazali;
O, jakżeście w swej dumie wielkopańskiej mali!
O, jakże wielki za to wróg wasz w stroju lichym!

Jak się obłok posępny kołysze nad Mnichem
I głuchy nawałnicy szum idzie z oddali,
Tak was przed falą możną nic już nie ocali,
Wielmożność wasza marnym okaże się szychem.

Nauczycie się patrzeć na świat boży potem
Nie przez szkiełko, lecz gołem spoglądniecie okiem,
Ujrzycie brata w bliźnim, powiecie mu o tem.

Hardzi dziś, pospieszycie z pokłonem głębokiem
Do hamerni Arcymistrza, gdzie wszechmocny młotem
Wykuwa skalne trzona, rażąc gwiazd otokiem.

Sonet XVII Szczyrbskie Jezioro

Szczyrbskie Jezioro; foto M. Frączek

Hej, sny moje i dumy – lube krasnoludki,
Coście się mi rozpierzchły zwiedzać skalne gmachy,
Rychlej tu! milszy, niźli szczebiot waszej swachy, [1]
Usłyszycie jeziora plusk dźwięczny i rzutki.

Rychlej! Och, już skąś pomruk mknie groźnej pobudki,
Już chmurę nad jezioro przywlókł powiew błahy,
Zagasił jasną watrę błękitów watahy,
Aż drgnęły z przerażenia wśród fal gibkie łódki.

Na toń rozkolebaną tuman mgieł przypada,
Dżdżem bryzga i piorunu wypala pochodnię,
W gąszczu smrekowym huczy jakieś groźne biada!

Wdziera się do pałaców rozsiadłych wygodnie
Na brzegu i mgieł-widm się tam wdziera gromada
Przeklinać w imię nędzy wielkopańskie zbrodnie.


[1] swacha – „swatka”

Sonet XVIII Popradzki Staw

Popradzki Staw; foto M. Frączek

Jak się może żywota dni śnią sercu w urnie [1],
Tak mnie się wciąż śni jeszcze gród skalnych kasteli,
Staw ów, skąd w dal się kwapi bystry zdrój w pion bieli,
Sławiąc swą głąb rodzinną i w zórz żagwiach turnie.

Cudny świat! A ja chciałbym, by dreszcz nim powtórnie
Wstrząsł, by wrzątek potopu bluzgnął z wód gardzieli
I zalał światłoburczych ducha gnębicieli, [2]
Co łeb podnoszą podły szyderczo i górnie

A potem niechby cisza puszcz nastała znowu,
Te same w krąg granity z ta stawu ostoją,
Z tryumfalnym rapsodem zdroju wśród parowu.

Pojąłbym wówczas, czemu głazy w blask się stroją,
Buńczucznemu roztoki przyklasnąłbym słowu,
Zaspokoiłbym wreszcie wielką troskę moją.


[1] Jak się może dni życia marzą w sercu urnie

[2] Cudny świat! A ja chciałbym, by dreszcz nim powtórnie
Wstrząsł, by klęska potopu ze skalnych gardzieli
Ziała na światłoburczych ducha gnębicieli
.

Sonet XIX Skon orłów

Na Rusinowej Polanie; foto M. Frączek

Jak obłoków cień pada na granitów łona,
Tak ongiś orlich lotów tu cienie migały;
I gdzież się świat ten podział dumny i wspaniały?
Nieszczęsne groźnych czasów śmiertelne nasiona!

Rzecz straszna, gdy podniebny orzeł w szczerbach kona
Starością steran lub zranion ostrzem śmigłej strzały –
Rzecz straszna, gdy uczucia stygną i zapały
I sercem czczość zawładnąć śmie, lub chuć szalona.

Rzecz straszna, niepojęta w swej grozie martwota,
Nad którą, jak na pośmiech, [1] słońc gorze kopuła,
Lub skry z pod gromowego wystrzelają młota!

Rzecz straszna a straszniejsza ta rzesza nieczuła,
Którą wróg rad olśniewa, lub chłoszcze despota,
Gdzie się mocarny ongiś duch jak widmo tuła!

Zakopane w lecie 1911


[1] pośmiech – „pośmiewisko”

Sonet XX Pożar Tatr

Tatry Wysokie w blasku zachodzącego słońca; foto M. Frączek

Burza szła nad tatrzańskich krzesanic koroną…
Od zachodu miotało słońce złote strzały,
Na wschodzie chmur czerniawę łuk tęczą wspaniały
Przeciął … nasz tabor w dal biegł z lekka zasępioną.

Wtem niewidzialna ręka jakby na wrzeciono
Taśmę tęczy zwinęła i kłąb barw o ściany
Rzuciwszy od niechcenia, pożar niebywały
Szczytów wszczęła … żem patrząc krzyknął: „Tatry płoną!”

Tak dzień po dniu Arcymistrz darzy wszelkie twory
Po wieki hojnie na łęgach wszechświata
Widokiem swych arcydzieł, innych każdej pory.

Prześcignąć chce go człowiek, rab, [1] zuchwalstwa prawem …
Jeno głos wciąż go karci, im wyżej snadź wzlata:
„Z prochuś powstał i w proch się obrócisz niebawem.”


[1] rab – „niewolnik, sługa”

Sonet XXI Wiatr halny

Wielki Hińczowy Staw; foto M. Frączek

Olbrzymy granitowe drgnęły … gorze! oto
Wichr halny w ich kolczaste uderza pancerze,
W mig z przeraźliwym rykiem oburącz je bierze
Chciw sławą siebie okryć … ich, kleski sromotą.

Nie padły, ze zdradzieckim zwarłszy się despotą …
Więc gniewem z wyżyn tedy spadł na hale świeże,
Zmiótł szałasy, już łamie bór hen! na paździerze
I gwiżdże, dmąc w sterczące korzeni rzeszoto. [1]

Potok rozgłośniej szumi, chce przygłuszyć trwogę,
Przed mocą niszczycielską, co teraz na sioła
Rzuca straszliwy wyrok: „Co napotkam, zmogę!”

„Ratunku!” Każda strzecha rozpaczliwie woła;
On tchem zionąc gorącym radby niósł pożogę,
By przestrzeń przed nim legła martwa … pusta … goła.


[1] rzeszoto – „bardzo podziurawiony, sito”

Sonet XXII Dzień słotny

Szlak do Smreczyńskiego Stawu; foto M. Frączek

Mgieł posępnych gromady włóczą się ospale
Po reglach, lgną jak łachman do krzesanic stoków,
Ze stawów wypływają jak okręty z doków
Z podartemi żaglami na oślizłej skale.

Słońce więcej podobne w ołowianym zwale
Do więźnia co nie zdolen zbiedz z żelaznych oków;
Ukołysani szumem nudzącycym [1] potoków,
Po borach ścieżki stoją jak senni wąsale.

A deszcz mży i mży ciągle i wciąż ze strzech chlupie [2]
Po dachu łazi niby rojne robaczywo,
Czcza nuda wlepia w okna ślepia mdłe i głupie.

Nieubłagana senność rwie myśli przędziwo;
Rad się zasklepiasz w izbie jak ślimak w skorupie
I do drzemki powiekę opuszczasz leniwą.


[1] nudzący – „monotonny”
[2] A deszcz mży i mży ciągle i wciąż ze strzech kapie

Sonet XXIII Hala

Polana Siwa u wylotu Doliny Chochołowskiej; foto M. Frączek

Pełna jasnej pogody, spokojna polana,
Wśród martwoty granitów oaza szczęśliwa,
Gdzie dni dziarskiej ochoty i marzeń przędziwa
Wiosna pozostawiła z bogatego wiana.

Zielem wonnem łan siany a z stoków kurhana –
Nie tak jak ongi – zwolna i żywiczna spływa
Lawa kosodrzewiny; baśni cudnych niwa,
Wpatrzona w tęcz obręcze, w szum lasu wsłuchana.

Na progu nikłej strzechy baca cię wesołem
Uśmiechem wita, prawiąc o swem białem stadzie,
Wnet jak serdeczne druhy gaworzycie społem.

Dzwonki zberczą, juhasik gra przy wodospadzie
Milutko w krąg; Bóg widać nie wzgardził tem siołem,
Słodką błogość z słonecznym blaskiem na ruń [1] kładzie.


[1] ruń – „nisko rosnąca roślinność”

Czar słońca

Stanąłem na opoce u brzegu otchłani,
A wokoło skał dalszych sterczały szkielety …
W głąb patrzę, w mroczne stawy, jak w smętną toń Lety,
Skąd bytu zapomnienie czerpią … zapomniani.

Cisza; po skalnych żlebach śmierć jeno hetmani,
Nagle chmur cielska wpełzły na krzesanie grzebiety,
Burza u piorunowej stanęła lawety,
Przytknęła lont … i huk się rozległ pośród grani.

Nie długo trwał zgiełk groźny … na stropu przestrzeni
Znów jasne gorze słońce … stoję na skał trzonie,
Zapominam o smętnej dzikich żlebów ksieni.

Z berłem szczęścia, w radości promiennej koronie
Tulę do łona ludzkość … w wierze, że się zmieni,
Że już złością i zemstą nigdy nie zapłonie.

Kościeliska (wariant)

Wchodzę w gród gigantycznych katedr, w chram przyrody
Odwieczny, świętokradztwem nigdy nie skalany …
Borów szum i potoków w jarach brzmią peany,
Jak wśród hucznej biesiady trubadurów ody.

Przecz tam na krzesanicy dumasz, świerku młody?
Czy się lękasz, że kiedyś cię ze skalnej ściany
W przepaść wichr halny strąci niczem niewstrzymany?
Zali cię przyszłe jakieś nachodzą przygody?

U drzewca twego chmura powiewa zawzięcie,
Mgieł fale snadź cię niosą … śnisz oszołomiony,
Żeś hen! na polskiem morzu masztem na okręcie.

W porę z leż skalnych bowiem ruszyła załoga;
W druzg nikczemny runęły nienawistne trony,
A święci się doliny głos: „I nie nad Boga!”

Dodaj komentarz