W 1903 r. święta Wielkanocne obchodzono 12-13 kwietnia. Tydzień później gdy nadeszła sobota i niedziela [1] w zachodniej Galicji – i w dużej części środkowej Europy – szalały burze śnieżne, śnieg spadł grubą warstwą („Kurjer Lwowski”, nr 109, 20 kwietnia  1903, s. 2). Burze szalały w Wiedniu gdzie kobiety stawały na chodnikach bezradne, bojąc się, że wicher przy pierwszym kroku obali je na ziemię, Budapeszcie, Berlinie gdzie po burzy nastąpił śnieg, który padał przez 12 godzin. W królewskim ogrodzie w Poczdamie wspaniałe drzewa, pamiętające jeszcze czasy Fryderyka Wielkiego, wyrwała burza z korzeniami . („Kurjer Lwowski”, nr 111, 22 kwietnia  1903, s. 3).

W zimie było mało śniega, teraz się zmieniło. Jak już kilka zim śniega niemieliśmy, to znowu teraz go było za dużo. Nasz ludek powiada na wielkie śnieżyce, że śniegiem wali, tak też całą sobotę śniegiem waliło; a do tego się przyłączył wicher, który śniegiem miotał, i tam, gdzie szły drogi, gdzie były pola, pełno byłe zasp śnieżnych, jak w górach naszych. Ani w zimie niebyło tyle śniega, jako w te trzy dni. Donosiła „Gwiazdka Cieszyńska” (nr 17, 25 kwietnia 1903, s. 204) [2] Warunki były tak niezwykłe, że najstarsi ludzie na Śląsku nie pamiętali takiego kwietnia.

W Cieszynie ruch na ulicach był bardzo utrudniony a komunikacja z wioskami była prawie zupełnie przerwana, gdyż w wielu miejscach potworzyły się na kilka metrów wysokie zaspy śnieżne. Nadto dął silny wiatr, który jeszcze więcej utrudniał wszelki ruch. Temperatura obniżyła się dosyć znacznie po niżej zera. (…) Wszystkie koleje na Śląsku i w Galicyi zachodniej zastawiły ruch i dopiero po trzech do czterech dni zdołały go napowrót podjąć (…)

W Bielsku wyrządził bardzo silny powicher wielkie szkody. Stare drzewa zostały z korzeniami wyrwane i dachy wielu domów w okolicy zerwane lub ciężarem śniegu zgniecione. Na torze kolejowym pomiędzy Bielskiem a Kalwaryą utkwiło w śniegu pięć lokomotyw, w Podlasach pług śnieżny, w Kozach w sobotę wieczorem pociąg osobowy. Bielsko było przez trzy dni zupełnie odcięte od śwista, bo wszystkie koleje łączące Bielsko z sąsiedniemi miastami były śniegiem zasypana. Dwóch robotników wracających w sobotę wieczorem do Straconkl zginęło w śniegu, mianowicie tkacz Paluch i ślusarz Piesch [3]

Ruch telegraficzny i telefoniczny zupełnie ustał. W Cieszynie zostały druty telefoniczne zerwane, tak samo w Bielsku i wzdłuż kolei.  („Gwiazdka Cieszyńska” nr 17, 25 kwietnia 1903, s. 206).

W Żywcu niesłychane zaspy śnieżne spadły między Dziedzicami a Żywcem. Pociągi na tej linji nie kursowały („Kurjer Lwowski”, nr 111, 22 kwietnia  1903, s. 3)

W zbiorach Muzeum im. Aleksandra Kłosińskiego w Kętach, w Księdze cechu piekarskiego (sygn. MK/H/693) [4] zachował się interesujący zapis kwietniowej zimy.

Po Świętach Wielkiejnocy, które 12/4 były bardzo piękne – w sobotę 18/4 i niedzielę 19/4 sypał śnieg tak obficie, że pociągi kolei żelaznej musiały w biegu stanąć, a ludzie z pociągów powychodzić i w Kozach pozostać. W Kozach stojący pociąg śnieg zasypał 3 metry ponad wozy kolejowe.

Szewcy z targu Bielańskiego poprzychodzili na trzeci dzień brnąc w śniegu.

Janowi Kopczyńskiemu umarła córka w piątek 17/4. Zechciał trumnę cynkową kupić w Białej i pojechał po nią z Julianem Staneckim. Gdy ich śnieg zasypał musieli z Białej zostać 3 dni, potem najął 4 chłopów, drogo zapłacił co mu trumnę do domu – brodząc śniegiem- przynieśli, bo furmanki jechać nie mogły.

Po usunięciu w Kozach zasypanego pociągu, pracą przeszło stukilkudziesięciu robotników, pierwszy pociąg jechał koleją w środę tj. 22/4 popołudniu.


[1] w kościołach chrześcijańskich niedzielę po Wielkanocy powszechnie nazywa się białą niedzielą (łac. Dominica in albis). W kościele katolickim od 2000 r. obchodzona jest jako Niedziela Miłosierdzia Bożego

[2] Gwiazdka Cieszyńska, 1903, nry 1-52

[3] O ofiarach donosiło również czasopismo „Wieniec-Pszczółka” w numerze 17 z 26 kwietnia 1903, s. 264: Na granicy stracońsko-lipnickiej znaleziono w śniegu dwóch starszych robotników, którzy leżeli koło siebie zmarznięci na śmierć Nazywali się Palach i Pisz. W Lipníku zmarł i został w śniegu jakiś ojciec. Koło niego znaleziono chłopca, prawdopodobnie syna na wpół zmarzłego. Dwaj pierwsi zostawili żonę i po kilkoro dzieci.

[4] zob. Marta Tylza-Janosz, Kwiecień plecień – wiosna w 1903 r.

Dodaj komentarz