16 lipca 1961 r. doszło w koziańskim kamieniołomie do dużego pożaru. Należał on wówczas do Wojewódzkiego Przedsiębiorstwa Materiałów Drogowych, Zespół Kamieniołomów Wisła.

Nad ranem mieszkańców Kóz zbudziła olbrzymia łuna rozciągająca się nad osiedlem. Pożar miał miejsce w ładowni kamieni miejscowego kamieniołomu (…) Pomimo ulewy ogień z każdą chwilą przybierał na sile (…) Ogień pomimo ulewnego deszczu i użycia sikawek rozpalał się coraz więcej. Przyczyną tego był fakt, że obudowa drewniana pokrywająca żelazną konstrukcję ładowni kamieni była nasycona smarami, które po dodaniu wody jeszcze lepiej się palą. Dużo kłopotów miała straż z usuwaniem butli tlenowych, znajdujących się w zabudowaniu ładowni i beczek z ropą. (Kronika Beskidzka, 1961, nr 29)

Runęły wagoniki, popękały liny, pożar strawił całkowicie urządzenia przeładunkowe. (Kronika Beskidzka, 1962, nr 36)

Po paru godzinach ogień udało się ugasić. W akcji gaśniczej uczestniczyła Straż Pożarna z Bielska-Białej, Kóz, Lipnika, Kęt i Kobiernic.

Według przeprowadzonego dochodzenia pożar wybuchł z powodu wadliwej instalacji elektrycznej. Straty obliczono na 766 tys. zł. Usuwanie zniszczeń trwało trzy miesiące. W tym czasie wielu górników pracowało w kamieniołomie w Wiśle.

Górna stacja kolejki do transportu kamienia, lata 60. XX wieku, zbiory Izby Historycznej im. Adolfa Zubera w Kozach