We wrześniu 1908 r. w „Dzienniku Cieszyńskim” [1] (również w gazetach niemieckojęzycznych „Neue Schlesische Zeitung” z Cieszyna [2] czy wiedeńskim „Neuigkeits-Welt-Blatt” [3]) pisano o niebezpiecznym człowieku.  Jak się okazało był nim Jan Stębak z Kóz. Już wiosną 1908 roku okolice Białej zaniepokoiła seria przestępstw, które wzbudziły strach wśród mieszkańców. Dochodziło do ataków z rabunkiem, prób morderstw oraz podpaleń. Ofiarami byli m. in. restauratorzy w Czańcu czy małżeństwo wracające z Białej do Hałcnowa. W Kozach zaś doszło do podpalenia w dobrach miejscowych właścicieli – Czeczów. Policji udało się doprowadzić do zatrzymania Jana Stębaka z Kóz – byłego żołnierza 56. pułku piechoty z Wadowic – w Węgierskim Hradišciu (Uherské Hradiště, dziś w Czechach na Morawach). Stębak był dezerterem, co samo w sobie stanowiło ciężkie przewinienie wobec armii austro-węgierskiej, lecz szybko okazało się, że może mieć na sumieniu znacznie poważniejsze przestępstwa.

Uherské Hradiště na pocztówce z 1905 r.. Wikipedia
Uherské Hradiště na pocztówce z 1905 r.. Wikipedia

Śledczy podejrzewali go o szereg kradzieży, usiłowanych zabójstw i podpaleń. Po zatrzymaniu został on przewieziony do szpitala wojskowego w klasztorze Hradisko (obecnie część Ołomuńca, Czechy), gdzie miano go zbadać psychiatrycznie – w tekście wspomina się o „zbadaniu jego stanu umysłowego”. Jednak zanim badania przeprowadzono, Stębak uciekł ze szpitala. Władze ostrzegały, że zbieg może wrócić w rodzinne strony. Gazeta nazywa go wprost „niebezpiecznym człowiekiem”.

Klasztor Hradisko, od XIX w. użytkowany jako szpital wojskowy.
Fotografia z 1908 r. czyli z roku w którym w szpitalu znalazł się Jan Stębak dla „zbadania jego stanu umysłu”. Foto olomoucky.rej.cz

Z kolei pod koniec października tegoż roku „Kuryer Lwowski” [4] donosił, że Stępak z Kóz ponownie pojawił się w okolicach Chrzanowa (tu wcześniej popełnił wiele „napadów morderczych z rabunkiem”) gdzie odgrażał się małżeństwu Koniór, których onego czasu napadł. Dla bezpieczeństwa miejscowa żandarmeria została wzmocniona o jednego żandarma. Jak potoczyły się dalsze losy Stębaka nie wiadomo.

Takie doniesienia – ucieczki wojskowych dezerterów i przestępstwa na prowincji  – były częste w prasie galicyjskiej. Dezercja była jednym z najpoważniejszych przestępstw wojskowych, a austro-węgierskie wojskowe prawo karne dysponowało bardzo surowymi karami przewidzianymi dla dezerterów. Przepisy te zostały wypracowane w latach 1851–1871, wzmocnione ustawą wojskową z 11 kwietnia 1889 r.  Najwyższym wymiarem kary była kara śmierci, dezerterom groziło więzienie a także inne konsekwencje, np. dodatkowy okres służby. [5]

Dezerterów prasa oficjalnie piętnowała, zwłaszcza jeśli dopuszczali się przestępstw po ucieczce. Z drugiej strony, wielu mieszkańców współczuło dezerterom, widząc w nich ludzi zdesperowanych, którzy „nie wytrzymali” ciężkiej dyscypliny wojskowej i przemocy oficerów. W tym przypadku zwraca uwagę wątek psychiatryczny – redakcja wspomina o badaniu „stanu umysłowego”. Po 1914 r., wraz z wybuchem I wojny światowej, prawo dotyczące dezerterów zaostrzyło się dramatycznie.


[1] „Dziennik Cieszyński”, 1908, nr 218, s. 4
[2] „Neue Schlesische Zeitung”, 1908, nr 107, s. 1
[3] „Neuigkeits-Welt-Blatt”, 1908, nr 206, s. 9
[4] „Kuryer Lwowski”, 1908, nr 500, s. 4
[5] Remigiusz Kasprzycki, Dezercje w armiach w czasie I wojny światowej, Dzieje Najnowsze, 2020, tom 3, s. 65

Dodaj komentarz