Soła (…) połączywszy się przy Żywcu z Koszarową, płynie środkiem doliny żywieckiej. Zdawałoby się, że się tutaj zwróci w bok ku Białej i popłynie wśród niskich pagórków; ale tak nie jest: wprost płynie na góry, przerywa łańcuch Beskidów, i ciasną szczeliną przedziera się środkiem potężnych grzbietów, złożonych z twardego piaskowca karpatowego, a przy Kobiernicach, wiosce bliskiej Kentów, wypływa na równinę.
Ludwik Zejszner, Podróż do źródeł Wisły odbyta w r. 1849, Biblioteka Warszawska”, 1850, t. 1, s. 441

W czerwcu 1939 roku rozpoczęły się ostatnie przedwojenne wakacje. Polacy wyjeżdżali na letniska, wybierano modne kurorty, ale byli i tacy, którzy na lato przyjeżdżali na wypoczynek do Kóz. Część wciąż pracowała, planując urlop na następne miesiące. Więcej było jednak tych, których nie stać było na wakacyjne wyjazdy. Kozianie należeli w większości do tej drugiej kategorii. Pozostawały niedalekie wycieczki np. nad Sołę. Soła była jednym z ulubionym miejsc letniego wypoczynku mieszkańców Kóz. Wybierano się całymi rodzinami np. na Podlesie Kęckie gdzie można było dotrzeć pieszo, rowerem czy pociągiem.

Kamieniste brzegi Soły nie stanowiły problemu. Wylegiwano się na szerokich kamienistych brzegach, szukając ochłody w rzece. Miejsca nie brakowało, chociaż były takie bardziej i mniej popularne. Chyba każdy miał swoje ulubione.

Nad Sołą w czerwcu wypoczywali Helena Polak z d. Pysz (1917-2015) i Władysław Polak (1914-1970), którzy 18 czerwca 1939 r. zawarli związek małżeński. Czy zdawali sobie sprawę, że nie jest to kolejne zwyczajne lato? Czuć było narastające napięcie. Z pewnością znali przemówienie Józefa Becka w parlamencie z maja 1939 r. kiedy mówił, że Polacy nie znają pokoju za wszelką cenę. Znali również zapewnienia, że jesteśmy „silni, zwarci i gotowi”. To był początek końca świata jaki znali. A lato 1939 r. było wyjątkowo ciepłe i słoneczne.

Helena Polak z d. Pysz (1917-2015) „nad Sołą”
Fotografia ze zbiorów rodzinnych Haliny Sobańskiej
Władysław Polak (1914-1970) „nad Sołą”
Fotografia ze zbiorów rodzinnych Haliny Sobańskiej
Helena Polak „w Sole”. Fotografia ze zbiorów rodzinnych Haliny Sobańskiej

Dwa lata wcześniej gdy Polakowie odpoczywali nad Sołą w gazecie Powstaniec. Sprawy narodowe, społeczne, gospodarcze i kulturalno-oświatowe [1] ukazał się artykuł z podróży M. Eltera do Porąbki zatytułowany Z krainy sztucznego jeziora (reportaż z Porąbki). Fragment reportażu dotyczy m. in. wrażeń na stacji w Podlesiu i nad Sołą [2].

(…) stanęliśmy na przystanku Podlasie Kęckie (…). Stacyjka ta leżała nad samą rzeką, przez którą przerzucony jest most kolejowy, a po drugiej stronie rzeki nieco w oddali widoczne, jak na dłoni, Kęty. (…) przekonałem się, że ze mną wysiadło prawie pół pociągu. Wszystkie krótkie spodeńki i wszystkie kolorowe spódniczki w tyrolskich kapelusikach z piórkiem, wybijającym dziurę w niebie. Większość tych pasażerów podążyła nad rzekę, drąc się po niemiecku tak, że było ich na sto mil słychać, reszta rozpełzła się w przestrzeni. Pozostałem na stacyjce sam. Usiadłem na ławeczce. Obok mnie siedział (…) zawiadowca stacji, kasjer i zwrotniczy w jednej osobie. Wdałem się z nim w rozmowę i dowiedziałem się, że Podlesie to jakby letniskowe przedmieście Kęt. Posiada dwie restauracje, jedną prowadzoną przez Niemca, drugą przez Polaka. Właśnie dobiegał mych uszu głos jakiejś stacji niemieckiej, puszczonej na całą miejscowość przez głośnik radiowy, więc spytałem:
— A to pewnie od tego Niemca?
— Nie, proszę Pana. To jest ta restauracja polska, tylko, że tu jeździ dużo Niemców z Bielska i Białej, więc restaurator takie stacje łapie, chcąc się pochlebić gościom …
— Hmm, to smutne — odrzekłem. — A co jest w tej drugiej restauracji?
— Tam jest po prostu miejsce zebrań, gdzie w spokoju, z dala od oka, niby zebranie turystyczne, zbierają się Niemcy na pogwarki. Często zdarzy się zobaczyć, jak stoi tam kilka aut na raz,— wiele dałoby się o tym powiedzieć… — kończy mój rozmówca.
— A gości w lecie dużo? — zagadnąłem, gdy na chwilę rozmowa się przerwała.
— Nie wiele — odpowiedział. — Raptem kilka wil, trudno mieszkać u chłopów.
(…) poszedłem nad rzekę, wijącą się niby wąż, raz tu, raz tam. Wszędzie pełno kolorowych plam kostiumów kąpielowych, snąć wszyscy przyjezdni zdążyli się już rozgospodarować nad rzeką. Tu i ówdzie ktoś pływał, lub cierpliwie łowił ryby, — Soła jest przecie znana, jako wspaniały teren wędkarski. Przyglądając się bliżej wodzie o zielonkawym kolorze, mieniącej się srebrzyście w świetle słońca, widziałem całe masy ryb mniejszych, czasem nawet bardzo dużych, połyskujących łuską.
Naokoło wszędzie las, wśród którego porozrzucane domki czynią tę miejscowość pierwszorzędnym miejscem letniskowym (…)

Po wojnie niewiele się zmieniło. Jedyną różnicą było chyba to, że częściej korzystano z pociągów czy z coraz powszechniejszych rowerów. I nie było słychać rozmów w języku niemieckim. Bawiono się wówczas tak dobrze jak współcześnie na basenach czy aqua parkach. A sprzedawana na plaży w woreczkach oranżada – nie miała nazwy, występowała w różnych smakach i kolorach  – była ulubiona przez dzieci (ten „przysmak” można było kupić jeszcze w latach 80. XX w.). I tylko czasami spokój przerywały dźwięki z zapory informujące w ten sposób o zrzucie wody …

Kozianie nad Sołą, lata powojenne. Fotografia ze zbiorów rodzinnych Barbary Piekarczyk
Kozianie nad Sołą, lata powojenne.
Fotografia ze zbiorów rodzinnych Barbary Piekarczyk
Kozianie nad Sołą, w tle Beskid Mały, lata powojenne.
Fotografia ze zbiorów rodzinnych Barbary Piekarczyk

[1] Powstaniec. Sprawy narodowe, społeczne, gospodarcze i kulturalno-oświatowe, nr 5, 1937, s. 25-28
[2] zob. również Pozdrowienie z Podlasów

Dodaj komentarz